Forum www.rpgfan.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Rozdział I: Witamy w Kolonii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpgfan.fora.pl Strona Główna -> Gothic: Opowieści
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Curt
Moderator / Redaktor
PostWysłany: Pon 17:50, 23 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine
Płeć: Mężczyzna

Curt przechadzał się bo obozie. Było tu całkiem miło. Więźniowie najwyraźniej cieszyli się z nowego obrotu spraw i każdy z nich ochoczo zajmował się własną robotą. W całym zewnętrznym pierścieniu stało mnóstwo rusztowań, drabin i wszelkiej maści platform. Wiele mężczyzn w czerwonych strojach - Cieni - zakończyło swoją robotę i oddało się błogiemu nieróbstwu.
Poprzedniego dnia, Curt przechodząc się po obozie spotkał swojego całkiem niedawno poznanego towarzysza - Laresa. Opowiadał, że sprawa z magami śmierdzi i nie ma ochoty się do tego przyłączać. Skazańcy, którzy uważali tak samo gromadzili się zazwyczaj w zachodniej części obozu i radzili ze sobą przy ognisku. Curt zbył to uśmiechem i machnięciem dłoni. Mało wiedział o całej sprawie i jak na razie nie zamierzał się do niczego mieszać. Przeszedł właśnie obok chaty człowieka zwanego Rączką, gdy ktoś nagle wyrwał go z zamyślenia.
Przed nim stał Rod z miną, która nie wskazywała nic dobrego.
Rod: - Chodź za mną, jesteś mi potrzebny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Curt dnia Pon 17:51, 23 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Geralf
Moderator ds. technicznych
PostWysłany: Pon 22:44, 23 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 26 Lut 2009

Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen
Płeć: Mężczyzna

Strażnicy szybko się zmęczyli i zawrócili wcześniej, niż się Geralf spodziewał. Złodziej i tak nie miał nic lepszego do roboty więc postanowił śledzić strażników aż do zamku. Podszedł on do Korzenia i zapytał.
- Idę do zamku. Chcesz to chodź, a jeśli nie, to nie.
Korzeń: - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Jesteś mi wciąż winien te sto sztuk złota.
- A ten dalej swoje. Mówiłem. Chcesz to się zbieraj. Nie mam zamiaru czekać.
Złodziej wrócił po skórę "czarnego wilka". Przynajmniej tak go sobie nazywał. Po drodze przebrał się też w swoje normalne ubranie, które zostawił przy ciele strażnika. Gdy tylko skończył zrobił z wilczej skóry sakiewkę, w którą wrzucił sakiewkę martwego strażnika. Geralf poszedł dalej nie czekając na Korzenia, tak jak obiecywał. Morderca dotrzymywał mu kroku, ale nie odzywał się ani słowem. Geralf czynił podobnie i nie otwierał gęby. Droga nie była jakaś szczególnie trudna. A ułatwiały ją leżące plamki krwi na ziemi. Gdy zaczęło się ściemniać złodziej zauważył Curta w lesie. Korzeń szedł przed nim więc i tak nie zauważyłby jego zniknięcia. Geralf skręcił w las. Szedł cicho gdyż zauważył też dwie inne osoby, jedna kogoś mu przypominała a drugiej nie znał. Gdy tylko dwie inne postacie obróciły się w innym kierunku złodziej podbiegł do Curta i powalił go na ziemie trzymając za usta.
- Cicho, cicho koleżko. Nie szamocz się tak. Co to za obława?
Curt: - Szukają jakiś dwóch zabójców. Jeden to jakiś typ... Mówili na niego Korzeń, a drugim jesteś podobno ty.
- A no poharatało się paru strażników. Ale co oni mają z tym Korzeniem?
Curt: - Ja tam dużo o nim nie wiem, ale mówią że kiedyś uciekł z więzienia pilnowany przez tuzin paladynów. Podobno trzech zabił.
- On? Nie rozśmieszaj mnie. Żeby nie pomoc kilku znajomych i gildii złodziei to by tam dłużej posiedział.
Curt: - A więc lepiej nie słuchać plotek. Ale czemu tam ich zaatakowałeś?
- Ja nic nie zrobiłem. Ja się tylko broniłem.
Curt: - Tak... I dlatego mamy 4 rannych i dwóch zabitych?
- No... Chwila? Czemu "macie"?
Curt: - Długa historia. Postaram się ją opowiedzieć w skrócie. ...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Curt
Moderator / Redaktor
PostWysłany: Pon 23:11, 23 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine
Płeć: Mężczyzna

W lesie było wilgotno i ciemno. Przed zmierzchem zaczął padać obfity deszcz. Grupka Cieni z Rodem na czele siedziała przy ogniskach i rozmawiała cicho. Co raz jakieś niemiłe spojrzenie padało w stronę Geralfa. Złodziej najwyraźniej nie przejmował się tym zbytnio. Curt nie miał na sobie płaszcza jak inni więc siedział najbliżej ognia i próbował się jak najszybciej ogrzać. Nic to nie dawało. Nie minęła godzina, a zaczął kichać. Popatrzył na złodzieja. Ten tylko wzruszył ramionami pokazując, że sam nie ma czym się zakryć.
- A żeby was cholera... - mruknął i poszedł w las za potrzebą.
Curt opowiedział wszystko Geralfowi. Rozbito obóz w środku lasu i wystawiono warty. Rod nie dał się Geralfowi wykiwać. Ustalił, że rankiem wyruszą w pościg za bandytą. Cień nie należał do osób które ślepo wykonują rozkazy, ale Curt wiedział, że Rod nie chciałby mieć na karku Gomeza i reszty. Nikt tego nie chciał.
Myśliwy założył spodnie i odszedł od spróchniałego pnia kichając nieustannie.
- Cholerna pogoda, cholerny deszcz - powtarzał nieustannie.
Po chwili znowu usiadł przy Rodzie i Geralfie. Oboje milczeli. Oboje nie wiedzieli co robić. Curt wzruszył ramionami i położył się przy ogniu. Zmęczony, usnął.

Zbudził go głośny krzyk jednego z wartowników.
Cień: - Ten cholerny bandyta gdzieś tu jest!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Korzeń
Przechrzczony
PostWysłany: Wto 20:21, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 16 Mar 2009

Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana
Płeć: Mężczyzna

- A więc Geralf, będziemy tak długo iść?
Bandyta nie doczekał się odpowiedzi.
- Geralf kurwa! A to sukinsyn.-burknął.
Korzeń rozglądał się po okolicy szukając wzrokiem złodzieja. Niestety nigdzie go nie widział. Była już noc. Postanowił udać się gdzieś nad rzekę, przepływającą niedaleko, i tam się przespać. Znalazł trochę drewna i rozpalił ognisko. Zobaczył płaski głaz, leżący blisko. Położył się na nim i usnął.
Ranek. Słońce mocno świeciło. Lekki wiaterek. Pogoda była piękna, nie ta co wczoraj. Dla Korzenia, taki dzień byłby piękny gdyby nie fakt ,że zbudził go bardzo głośny krzyk :
Cień: Ten cholerny bandyta gdzieś tu jest!
Bandyta zerwał się, ze snu. Wstał, rozglądając się, skąd dochodził ten dźwięk, lecz nikogo nie widział.
Cień: Tam jest! Tam, nad rzeką! Na niego!
Wszyscy momentalnie sięgnęli za broń i pobiegli w kierunku zbira. Korzeń zauważył grupkę Cieni, wybiegającą z lasu. Zauważył także pewną postać. Bardzo podobną do Geralfa.
- Ech. Gdyby on tu teraz był - pomyślał. Przyjrzał się dokładnie tej postaci gdy nagle krzyknął:
- Pieprzony zdrajca!
Zbir rzucił się do ucieczki. Biegł wzdłuż starego obozu. Korzeń skręcił w lewo. Nie ustawał w biegu tak samo jak ścigający.
W tym momencie zauważył na wprost małą bramę, którą pilnowało dwóch uzbrojonych po zęby strażników. Biegł on dalej, gdy jeden z nich powiedział:
Strażnik: Stać! Nie wolno wchodzić na…
Nie dokończył, bo morderca go popchnął. Wbiegł on na, nieznany dla niego teren. Strażnicy o dziwo nie biegli za nim.
Strażnik: No to panowie, robota zakończona. Nie wyjdzie stamtąd żywy.
Cień: Co? Przecież nam uciekł!
Strażnik: Uciekł. Prosto w łapy orków!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Czajnik
Redaktor
PostWysłany: Wto 20:47, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Czajnk zamachnął się mieczem na orka, który właśnie uniósł w górę swój miecz i ciął płasko przez tors. Ork zatoczył się do tyłu, a Czajnik skoczył na niego, pchnął na ziemię i dobił ciosem miecza. Zgarnął szybko złoty puchar i żelastwo, jakie miał przy sobie ork po czym wycofał się z powrotem w stronę małej jaskini, w której czatował na zwierzynę. Miał nadzieję nie napotkać więcej orków i w momencie, kiedy coś upoluje, ulotnić się z terytorium tych przeklętych bestii. Nagle usłyszał, że coś zaszeleściło w krzakach od strony wyjścia z orkowych ziem. Spodziewał się kolejnego orka, miał nadzieję na jakąś zwierzynę, ale w życiu by nie przypuszczał, że zobaczy... człowieka. Wyciągnął łuk i napiął cięciwę, ostrożnie podszedł do wyjścia z jaskini. Mężczyzna kierował się wprost wgłąb orkowych włości.

- Nie radziłbym się tam zapuszczać.

Mężczyzna obrócił się błyskawicznie tylko po to, żeby stanąć oko w oko z wycelowanym w niego grotem strzały.

Korzeń: Spokojnie, odłóż ten cholerny łuk, góralu i porozmawiajmy.
- Skąd wiesz, że pochodzę z Nordmaru?
Korzeń: Widać po Tobie. No dalej, odłóż to cholerstwo.

Czajnik niechętnie opuścił łuk.

- Zmywajmy się stąd. Dzisiaj i tak tu już raczej nic nie upoluję. No, chyba że za zwierzynę mogę policzyć ścierwa pokroju tego tam - wskazał na orka.
Korzeń: To Ty powaliłeś tego orka? Ech, wy pieprzeni Nordmarczycy nigdy nie przestaniecie mnie zadziwiać.
- Na pogaduchy będziemy mieć czas później, zwijajmy się stąd.
Korzeń: Nie widzi mi się wracanie w łapy strażników.
- Tam są strażnicy? Ścigali Cię?
Korzeń: Jakbyś zgadł. Nie planuję powrotu tam. Pokręcę się po tej okolicy, poradzę sobie.

Czajnik spojrzał na Korzenia.

- Widzę, że masz miecz, a raczej jakąś jego namiastkę. Masz - rzucił mu miecz - temu orkowemu ścierwu tam już nie będzie potrzebne, a jest zdecydowanie lepszy od Twojego.
Korze: Dzięki, brachu. A tak w ogóle - jestem Korzeń.
- A ja Czajnik. Bywaj Korzeniu. I powodzenia. Może się jeszcze spotkamy.
Korzeń: Z pewnością. Bywaj.

Korzeń zniknął za załomem skały, a Czajnik wydostał się po chwili na znajome mu tereny i ruszył w stronę swojej chaty. Nie sądził, że czeka go zupełnie nieoczekiwana wizyta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czajnik dnia Pią 10:00, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Gorzałt
Administrator
PostWysłany: Wto 21:06, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 26 Lut 2009

Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław
Płeć: Mężczyzna

Po wyjściu z zamku szwendał się długo po terenach bliskich zamku po czym nieświadomie ruszył daleko na zachód. Był wyczerpany. Eliksiry którymi został otumaniony zupełnie pozbawiły go energii. Nie jadł od dawna. Nie miał jak co zjeść. A chrząszcze nie wyglądały zbyt apetycznie. Od czasu do czasu zauważał przechodzącą grupkę strażników których starał się unikać. Przeszedł przez kilka ścieżek. W końcu zauważył rzekę. Szybko puścił się w jej kierunku. Pił długo zanim zauważył pobliski most i teren górzysty który wyglądał zachęcająco. A gdzieś w jego okolicy zauważył mały domek. Szedł coraz wolniej. Woda dużo nie pomogła. Zaspokoiła pragnienie, ale nadal był zmęczony. Od domku dzieliło go tylko kilkadziesiąt metrów. Padł na ziemię z wykończenia. Później usłyszał tylko narastający hałas czyichś kroków...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Czajnik
Redaktor
PostWysłany: Wto 21:31, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Gorzałt obudził się, leżąc na łóżku. Obrócił głowę i zobaczył mężczyznę siedzącego przy oknie. Wciąż nie miał siły, by się podnieść, więc udawał, że śpi, jednak chyba mu to nie wychodziło.

- Widzę, że już się ocknąłeś, magu.
Gorzałt: Można tak powiedzieć. Gdzie jestem?
- W mojej chacie.
Gorzałt: A z kim mam niewątpliwą przyjemność?
- Bez zbędnej ironicznej elokwencji, magu. Nie kupisz mnie tym, nie po tym co Ty i Twoi kumotrzy zrobiliście.
Gorzałt: Jeżeli chodzi Ci o Barierę, to nie byłem ja.
- Ta, z pewnością, Ty tylko stałeś z boku i patrzyłeś.
Gorzałt: Wrzucono mnie tu już po podniesieniu Bariery. Sama Bariera jest jeszcze zresztą niestabilna, bo wyczułem lekki przepływ elektryczności, gdy mnie przez nią przerzucali.
- Hehe, "nas - magów - prądem?" Rozumiem, że skoro jesteś tutaj, to Gomez i reszta Magnatów nie przyjęli Cię życzliwie.
Gorzałt: Niestety nie. Ale nie mogłem się jako mag renegat spodziewać ciepłego przyjęcia.

Czajnik wstał i momentalnie był przy Gorzałcie z mieczem wzniesionym do ciosu.

Gorzałt: Zwariowałeś? Co ja Ci zrobiłem!
- Pieprzony morderca! Diabelski pomiot!
Gorzałt: Co??
- Dobrze wiesz, co! I ja też dobrze wiem, za co magowie wywalają adeptów. Ciemne moce. A przy tym zawsze ktoś ginie. A skoro Ty tu jesteś, to wnioskuję, że zginął ktoś inny.
Gorzałt: Mądryś, jak na Nordmarczyka.
- A Ty plugawy, jak na maga.
Gorzałt: To był błąd, który więcej się nie powtórzy, dostałem nauczkę.
- Chciałbym w to wierzyć. Póki co widzę zaś, że jesteś na tyle zmęczony, że nie dasz rady próbować żadnych sztuczek.
Gorzałt: Naprawdę jesteś całkiem inteligentny jak na zwykłego górala.
- Bywałem w Klasztorze w Nordmarze. Jak widzisz, nie wszyscy górale z Nordmaru to tępaki mogące tylko walić w orków na oślep.
Gorzałt: Nigdy tak o Was nie myślałem.
- Dobra, dobra, dość już tej wazeliny. - Czajnik opuścił miecz - Chcesz coś do żarcia. Po drodze tutaj upolowałem parę chrząszczy. Przypieczone są naprawdę niezłe.

Gorzałt zrobił się lekko zielonkawy.

- Daj spokój, magu. Jadłem o wiele gorsze rzeczy, a to jest naprawdę niezłe. Obiecuję, że będziesz zadowolony z mojej kuchni. I odzyskasz trochę sił.
Gorzałt: Ech, chyba nie mam wyboru. A tak przy okazji - nazywam się Gorzałt.
- A ja Czajnik. Dalej więc, Gorzałcie, zapraszam do stołu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Curt
Moderator / Redaktor
PostWysłany: Wto 21:59, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine
Płeć: Mężczyzna

Strażnicy zaczęli się rozchodzić. Rod widząc co zaszło wzruszył ramionami i usiadł na trawie żeby odpocząć. Geralf i Curt stali przy palisadzie.
Złodziej patrzył się niespokojnie na tereny za palisadą.
- Tak już tęsknisz za tym bandytą?
Wzruszył ramionami.
Geralf: - Nie.
- Więc czemu tak tam patrzysz?
Geralf: - Idę na spacer.
- Ja wracam do obozu. Aha, jeszcze jedno - rzekł na odchodne - Jeśli spotkasz Nordmarczyka o imieniu Czajnik powołaj się na mnie. Zapewne unikniesz problemów.
Geralf: - Yhm... Wiesz, jednak pójdę z tobą
Tym razem to Curt wzruszył ramionami i ruszyli w stronę obozu.
- Wracasz? - zapytał się Roda. Cień nic nie odpowiedział. Curt zbył to machnięciem dłoni. Idąc do obozu po raz kolejny mruczał pod nosem przekleństwa na temat pogody i "cholernego deszczu". Miał zamiar spotkać się z Laresem. On na pewno wie coś więcej o tym całym Korzeniu, a Geralf nie chciał o tym rozmawiać.
- Lares na pewno będzie coś wiedział - pomyślał


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Curt dnia Śro 16:53, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gorzałt
Administrator
PostWysłany: Wto 22:12, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 26 Lut 2009

Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław
Płeć: Mężczyzna

Po zjedzeniu nawet w miarę smacznego obiadu i napicia się wody z pobliskiej rzeki Czajnik odszedł na jakiś czas na inne tereny. "Pewnie polować" pomyślał chociaż nie zdziwiłby się z innej możliwości. Czekał jakiś czas przed domem przyglądając się baczniej terenowi, który miał okazję zobaczyć tylko na chwilę. Po dłuższych oględzinach usiadł na ławkę pijąc trochę zaoszczędzonej z rzeki wody. Z kanistra. Po czym oddał się błogiemu snu. Kiedy się obudził był już wieczór. Czajnika jeszcze nie było. Czuł, że odnowiła się w nim energia...
- Hmm... spróbujmy. - wyciągnął książkę magii złączoną z książką czarnej magii. Wiedział, że ta druga go raczej zabije niż pomoże więc otworzył drugą. - Spróbujmy...

Po wymamrotaniu paru słów i geście ręką rzekł
- Światło - poczuł malutki upływ energii. Błyszcząca kula pojawiła się nad jego głową. Uśmiechnął się do siebie. Zaczął wertować kartki. Powoli wymawiał coraz to trudniejsze zaklęcia nie czując znacznego upływu magii. Myśl przemknęła mu przez głowę. "Może uda mi się kiedyś znaleźć coś w tej książce o zniszczeniu tej bariery... Hmm... Nie... raczej nie" Rozmyślił się szybko.. Po czym przyszła mu myśl do głowy. Skoro będzie teraz we wrogim otoczeniu to przydadzą się jakieś silne zaklęcia ofensywne...

Kolejny mamrot. Kolejny gest ręką.
- Ogień! - Znów mały odpływ energii. Kula ognia pomknęła ku trawie. Trawa zajęła się w miarę szybko.
I znów mamrot. I znów gest
- Lód! - Tym razem kula lodu pomknęła w miejsce gdzie zajął się ognień. Oba żywioły połączyły się gasząc się nawzajem. W miejscu gdzie przed chwilą się paliło została tylko woda.

To wszystko odbyło się na oczach Czajnika który wrócił niedawno.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Rod
Redaktor
PostWysłany: Wto 22:46, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Grupa mająca za zadanie schwytanie Korzenia, zwinęła szybko obozowisko nad rzeką i wróciła do zamku. Rod usiadł na głazie, przy strumyku. Zdjął buty oraz szmaty owinięte wokół stóp i zanurzył nogi po kostki w lodowatej wodzie. Odczuwszy błogą ulgę, wyjął kawałek suszonego mięsa i począł go żuć. Skończywszy "śniadanie", owinął nogi z powrotem i włożył buty. Pod wieczór ruszył do chaty Czajnika. Zastał myśliwego przy ognisku, grzebiącego patykiem w popiele. Obok niego siedział osobnik w brudnej i poszarpanej szacie. Długie, czarne włosy miał w nieładzie. Jadł potrawkę pokaleczonymi palcami.
- Ahoj!
Nieznajomy aż podskoczył na trawie.
Czajnik: - Rod! Dobrze Cię widzieć!
Gorzałt: - Cholera, to Cień!
Czajnik: - Spokojnie, magu. To przyjaciel.
- Zależy czyj.
Gość Czajnika nie odzywał się.
- Kim jesteś?
Gorzałt: - Gorzałt. Mag...
- Nigdy nie widziałem Cię w zamku.
Czajnik: - To mag renegat. Nie brał udziału w tworzeniu Bariery.
- Ale za nią trafił.
Gorzałt: - Naraziłem się swoim przełożonym.
- W porządku, nie będę wnikał. Magia to nie moja działka. Jestem Rod - rzekł podając Gorzałtowi dłoń. Mag odwzajemnił uścisk.
Cień usiadł obok Czajnika i nalał sobie gulaszu z kociołka wiszącego nad ogniskiem.
Czajnik: - Jakieś wieści z zamku?
- Z ostatniego konwoju uciekł jeden skazaniec. Posłano za nim z tuzin Cieni. Byłem wśród nich.
Czajnik: - Schwytaliście go?
Rod wiosłując łyżką w drewnianej misce polewki, odpowiedział z ociąganiem.
- Nie. Głupiec uciekł na tereny orków.
Mag aż się zakrztusił gdy usłyszał słowo "orków".
Czajnik: - To ciekawe. Dziś rano byłem tam zapolować. Ku memu zdziwieniu spotkałem zbiega. Jak on się zwał... Gałąź? Hm... Korzeń!
- Owszem to on. Długo nie pożyje. Zresztą w obozie nie czekałoby go nic lepszego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Korzeń
Przechrzczony
PostWysłany: Wto 23:02, 24 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 16 Mar 2009

Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana
Płeć: Mężczyzna

Korzeń szedł dalej po terytorium orków. Czuł się w miarę swobodnie. Wiedział gdzie lepiej nie wchodzić a gdzie można. Przed sobą widział ogromną górę, trochę jakby przypominający wulkan. Po tym co się wydarzyło, postanowił gdzieś się zaszyć. W jakiejś chacie w lesie. Idąc wciąż o tym myślał. Gdy nagle zobaczył niedaleko siebie dwa, ogromne, ogniste jaszczury. Nigdy nie zdołał pokonać nawet jednego. Raz walczył i omal nie przypłacił tego życiem gdyby nie jego brat.
- Ech - szepnął - stare dzieje.
Bandyta schował się za dużym głazem. Nie ryzykował spotkania z gadami. Wolał poczekać, by te sobie poszły. Nie minęła minuta, a jaszczury udały się w stronę obozu orków. Korzeń wyszedł za głazu i szedł dalej, dolną ścieżką. Lecz na jej końcu zauważył grupkę 5 strażników, stacjonującą na wyjściu z tego miejsca. Zbir szybko schował się w krzakach i nadstawił uszu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Korzeń dnia Czw 13:27, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Czajnik
Redaktor
PostWysłany: Nie 19:40, 29 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Rod wrócił do zamku, a Czajnik i Gorzałt siedzieli w chacie przy piecu, który udało im się wspólnymi siłami sklecić i rozmawiali. Ogień wyczarowany przez Gorzałta radośnie tlił się i rzucał poświatę na wnętrze chatki.

- Jednak nie jesteś tak bezużyteczny jak myślałem, magu.

Gorzałt chwycił kawałek udźca ścierwojada, którego upolował Czajnik, i wgryzł się w niego ze smakiem.

Gorzałt: Nawzajem, Nordmarczyku.

Czajnik rozsiadł się wygodniej i zapalił swoją fajkę, po czym z zadumą stwierdził, że tutejsze zioła są zdecydowanie bardziej intensywne niż te, które sprowadzał z okolic Varantu i lasów Myrthany.

- Powiedz mi coś, magu - odezwał się nagle. - Znasz się na tych całych Twoich magicznych fanaberiach jak nikt, kogo miałem okazję poznać. Co myślisz o tej Barierze??
Gorzałt: A co mam myśleć? Zupełnie spartolona robota. No, ale czego można się było spodziewać po tych niedorajdach, Magach Wody, ech...
- A myślisz, że te Barierę dałoby się jakoś, no nie wiem, zniszczyć?
Gorzałt: Potrzeba by do tego było ogromnej energii. Widzisz, kiedy Ty byłeś na polowaniu, ja badałem tę Barierę.
- I co Ci ciekawego wyszło z tych badań?
Gorzałt: To, że magowie, którzy ją tworzyli, zupełnie stracili nad nią kontrolę. Jest zdecydowanie większa i silniejsza, niż oni sami przypuszczali.
- To wcale nie brzmi dobrze, magu.
Gorzałt: Taka prawda, Czajnik, niełatwo będzie się jej pozbyć, jedyne co nam pozostaje, to nauczyć się pod nią żyć, co jak widzę, Tobie udaje się całkiem nieźle.
- W Nordmarze były zdecydowanie gorsze warunki. Traktuję to jako wakacje, przyjacielu.
Gorzałt: Wakacje?
- Tak, bo wierzę w to, że Bariera prędzej czy później padnie. A póki co cieszmy się z wolności.

Po tych słowach Czajnik wziął spory kęs pieczonego ścierwojada i pogrążył się w zadumie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Korzeń
Przechrzczony
PostWysłany: Nie 21:25, 29 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 16 Mar 2009

Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana
Płeć: Mężczyzna

Korzeń nic nie słyszał. Był za daleko. Chowając się za krzakami skradał się do drzewa, położonego całkiem blisko strażników. Bandyta był bardzo silny, więc wspięcie się na drzewo nie było dla niego rzeczą trudną. Usiadł na gałęzi. Nadstawił uszu, by podsłuchać rozmowę przebiegającą pomiędzy strażnikami lecz zbytnio się wychylił i gałąź runęła na ziemię. On zaś niestety, w pokrzywy.
Jeden ze strażników krzyknął:
Strażnik: Patrzcie to on! Na niego!
Strażnicy wyjęli swoje oręże z pochew i rzucili się na zbira. Wstał z krzaków czując ogromny ból przeszywający całe jego ciało. Dobył broni. Biegnący na niego strażnik zamachnął się mocno swoim toporem. Bandyta ominął cios i wbił strażnikowi miecz w brzuch. Po tym ciosie otoczyło go trzech strażników. Z zaistniałej sytuacji wykonał cięcie w szyje, jednemu ze strażników, a następnie uderzył czającego się za jego plecami strażnika w nogę. Od razu widział że byli oni niedoświadczeni w walce. Biegnąc dalej wskoczył na piątego, wbijając mu miecz w głowę. Nie wyszedł mu do końca ten manewr gdyż upadając wyrżnął głowa o ziemię. Wstał jednak i zaczął uciekać. Zobaczył las. Pomyślał, że to idealne miejsce by się ukryć. Gdy nagle za wzgórza wyskoczył Bloodwyn, waląc pięścią w twarz. Zbir upadł na ziemię. Gdy nagle za drzewa wyłonił się Thorus, z 10 strażnikami. Thorus podbiegł do leżącego na ziemi Korzenia i kopnął go, z całej siły w brzuch. Zatkało go to. Nie mógł przez chwilę oddychać. Wtedy dowódca strażników rzekł:
Thorus: Zwiążcie tego sukinsyna. Zabieramy go do zamku. Nie ma szans na ucieczkę.
- Zabiję cię - powiedział tracąc przytomność.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Korzeń dnia Sob 21:57, 01 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rod
Redaktor
PostWysłany: Pon 18:20, 30 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

Typowy dzień Roda w obozie wyglądał tak samo. Wczesna pobudka, na śniadanie resztki z kolacji, kąpiel w rzece, piłowanie i rąbanie drewna potrzebnego do budowania nowych chat, od czasu do czasu wizyty u Czajnika, wypad na rekonesans, polowanie, wieczorami siedzenie przy ognisku, jedzenie, picie, pogawędki... Co prawda, w Faring jego dzień wyglądał podobnie. Nie miał tam jednak nad głową grzmiącej cicho Bariery, której nie szło sforsować. Wśród magów doszło z tego powodu do sporu. Magowie Ognia uważali iż Bariery zniszczyć nie można. Włożyli w nią zbyt wiele mocy i próżno szukać podobnej siły mogącej ją zniszczyć. Magowie Wody twierdzili zaś, że Bariera jest jak najbardziej zniszczalna. Z magów konflikt przeszedł i na pozostałych mieszkańców obozu. Gomez siedział na górze rudy a co za tym szło - był najbardziej wpływowym człowiekiem w Dolinie. Miał własny świetnie wyposażony zamek, bogatą kopalnię, wiernych i walecznych ludzi oraz piękne niewolnice. W Kolonii był kimś. Poza Kolonią byłby nikim. Dlatego też popierał Magów Ognia a oni z kolei popierali jego. Układ prawie idealny gdyby nie setka pozostałych skazańców, która miała odmienne zdanie. Skazańcy musieli harować w kopalni dniami i nocami. W pracy nie pomagały im baty, którymi nierzadko ich częstowano. Wśród Cieni i strażników znajdowali się i tacy, którzy Gomeza i jego widzimisię mieli gdzieś. Przywódcą cichej opozycji został Lee. On i Gomez w każdej sprawie mieli odmienne zdanie. Często między nimi kipiało. Obaj jednak w porę umieli się powstrzymać przed dobyciem broni. Pewnego ranka miarka się przebrała. A ową kroplę, która spowodowała przelanie wody konfliktów w czarce dotychczas będącej obozem, dolał Gomez...
Nie wiadomo o co tak naprawdę poszło. Kradzież, pobicie - nic nadzwyczajnego. Skazańcy prali się między sobą często i z byle powodu. Widok kieszonkowca także nie dziwił. Gomez jednak znalazł w owych występkach możliwość przyskrzynienia kompanów swego rywala. Chciał ich zesłać na roboty do najniższych tuneli kopalni. Tam podobno żyje się góra tydzień. Lee nie dopuścił do tego. Grupka wiernych mu ludzi stała teraz na przeciw strażnikom z dłońmi na rękojeściach broni. Rod bez zastanowienia dołączył do nich a za nim kilku kolejnych Cieni. Strażnicy nie czując się zbyt pewnie, wycofali się do zamku.
Torlof: - Haha! Nareszcie ktoś pokazał tym bufonom kto tu ma jaja!
Ludzie popierający Lee ryczeli ze śmiechu na widok pierzchających wojowników.
Lee: - Wszyscy, którzy mają dość tego parszywego obozu niech lepiej dołączą do mnie!
Skazaniec: - A Gomez?
Torlof: - Chrzanić Gomeza!
Lee: - Wkrótce udławi się swoją rudą, na której siedzi niczym kura na grzędzie!
Tak oto doszło do rozłamu w obozie. Zabrano z obozu części narzędzi i żywności. Ku ogólnemu zdumieniu, do Lee dołączyli także Magowie Wody - cała szóstka. Kosa splunął pod mury obozu z pogardą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Geralf
Moderator ds. technicznych
PostWysłany: Pon 18:57, 30 Mar 2009 Powrót do góry


Dołączył: 26 Lut 2009

Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen
Płeć: Mężczyzna

Geralf siedział przed Gomezem. Dyskutował z nim już porządną godzinę.
- Gomezie. Posłuchaj dokładnie. Ja nie chce jakiś specjalnych przywilejów. Chcę zostać twoim szpiegiem. To wszystko.
Gomez: - Niby nic wielkiego, ale żeby nim zostać, musisz mi pokazać że coś umiesz.
- Wystarczy? - Geralf wyciągnął pięć łodyg bagiennego ziela.
Gomez: - Hę? Co to ma znaczyć?
- Sprawdź swoją sakiewkę.
Gomez: - O cholera! - Pomacał się po miejscu, gdzie normalnie powinna się znajdować jego sakiewka. - Jak ty to zrobiłeś!?
- Lata praktyki... i dobry nauczyciel.
Gomez: - Rozumiem. Gildia złodziei jednak swoje robi.
- A no robi. No więc jak z tą posadą?
Gomez: - Przyjmę cię, ale najpierw poprosiłbym o zwrot mojego mieszka i tych łodyżek ziela też.
- Oczywiście.
Złodziej oddał Gomezowi jego mieszek. Oddał mu wszystko, gdyż nie chciał kłopotów. W tym samym momencie do pokoju weszła jakaś kobieta prowadzona przez trzech strażników. Geralf stanął z boku i patrzył na całą sprawę.
Gomez: - Co znowu Thorus?
Thorus: - Panie. Kazałeś przyprowadzać co piękniejsze kobiety do siebie.
Gomez: - Tak, ale czemu przerywasz naszą rozmowę?
Thorus: - To ten suczy syn napadł na nas kiedy prowadziliśmy Korzenia!
Gomez: - I? Teraz pracuję z nami. A co do tej dziewki... Zaprowadź ją do mojej komnaty.
Thorus: - Tak jest - Strażnik skinął na pozostałych, a tamci wyszli z nieznajomą przez boczne drzwi. - A i co do samego Korzenia. Udało nam się go złapać. Leży nieprzytomny i dobrze związany.
Gomez: - Zabrać do lochów na tortury. Później sobie z nim pogadam.
Thorus: - Tak jest! - Strażnik spojrzał na złodzieja. Nie było to przyjemne spojrzenie.
Gomez: - Możesz wyjść. Słuchaj...
- Tak?
Gomez: - Chcesz jakąś zbroję lub miecz, bo widzę że żadnego nie masz.
- Preferuję sztylety. Są skuteczniejsze, szybsze i o wiele cichsze, ale dobrym mieczem nie pogardzę.
Gomez: - Idź do magazynu. Tam możesz sobie wybrać co chcesz. Okażę też swoje dobre serce i pozwolę ci wybrać jakąś z moich dziewek.
- Dziękuję za propozycję panie, ale owe zawracają tylko głowę i nie pozwalają się skupić na zadaniu.
Gomez: - Słusznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rpgfan.fora.pl Strona Główna -> Gothic: Opowieści Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare